Recenzja filmu

5 rozbitych kamer (2011)
Guy Davidi
Emad Burnat

Do sześciu razy sztuka

Zaangażowanie i wrażliwość reżysera nie są jednak tak zaskakujące jak jego techniczne umiejętności i narracyjny polot. Z pomocą doświadczonego izraelskiego dokumentalisty i montażysty, Guya
Pierwsza kamera przetrwała całą zimę, dopiero na wiosnę została zniszczona przez gumową kulę z karabinka. Druga wytrzymała jeszcze dłużej, w końcu roztrzaskał ją wściekły mieszkaniec izraelskiego osiedla. Do kolejnej strzelano trzykrotnie, za trzecim razem skutecznie. Czwarta nagrywała przez cały rok – przestała dopiero, gdy dżip, którym jechał jej operator, zderzył się z wojskową barykadą. Piąta – znów kula z broni pneumatycznej; wcześniej naprawiano ją dwa razy. Już wkrótce kłopoty palestyńskiego rolnika Emada Burnata ze sprzętem mogą się skończyć. Wystarczy, że w lutym pokona konkurentów w oscarowej walce o najlepszy pełnometrażowy dokument. Szanse są spore.

Mała palestyńska wioska Bil'in leży nieopodal Strefy Gazy. Od siedmiu lat jest symbolem oporu i uporu. Emad wytrwale dokumentuje jej losy. Najpierw rejestruje, jak buldożery i koparki wyrywają z korzeniami zasadzone przez lokalnych rolników drzewka oliwne, potem obserwuje budowę muru oddzielającego żydowskie osiedla od palestyńskich wiosek. Następnie mamy dramaturgiczne clou utworu – zapis szeregu antyizraelskich demonstracji. Są połamane kości, rany cięte i postrzałowe, oczy załzawione od eksplozji granatów gazowych. Nie taki był plan: Burnat miał kręcić domowe wideo z życia malutkiego syna, Gibreela – podglądać jego pierwsze kroki i słowa na podzielonej ziemi. O talent i wrażliwość bohatera upomniała się jednak historia, i to właśnie z nią bohater musiał skonfrontować swoją inicjacyjną opowieść. Efekt jest miażdżący: perspektywa polityczna i prywatna spotykają się tutaj na poziomie, do którego dostęp ma tylko ktoś taki jak Emad; ktoś będący kronikarzem oraz sumieniem własnej społeczności nie z nadania ani z chęci sławy, lecz z przypadku.  

Zaangażowanie i wrażliwość reżysera nie są jednak tak zaskakujące jak jego techniczne umiejętności i narracyjny polot. Z pomocą doświadczonego izraelskiego dokumentalisty i montażysty, Guya Davidiego, udaje mu się znaleźć konstrukcyjną ramę dla swojej opowieści. Każda z pięciu kamer akcentuje co innego, przenosi historię w nieco inne rejony, a jednocześnie rozwija ją o nowe wątki. Sam fakt współpracy obydwu panów wpisuje się zresztą w pacyfistyczną formę rebelii przyjętą przez Emada. Nie bez przyczyny jednym z kluczowych momentów filmu jest poważny wypadek bohatera, po którym pomocy udzielają mu izraelscy lekarze.

Swoją filmową misję Burnat traktuje jak formę terapii – na mocy prywatnej przysięgi Hipokratesa chce "leczyć" obrazem siebie i innych. To pierwsze nawet mu się udaje – dokumentacja staje się jego sposobem na życie oraz rękojmią uczciwości wobec narodu i bliskich z Bil'in. Szóstą kamerę posiada do dziś. Miejmy nadzieję, że ponownie zrobi z niej użytek.
1 10
Moja ocena:
7
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?